Czarne chmury zbierają się nad łęczyńskim magistratem? Urząd Zamówień Publicznych sprawdza, czy nie doszło do złamania prawa przez burmistrza, który zlecił za 280 tys. zł prace nie mając zgody radnych. Niedługo przekonamy się, czy i jaką poniesie za to odpowiedzialność.
Prezes Urzędu Zamówień Publicznych może wszcząć z urzędu lub na wniosek kontrolę doraźną w przypadku uzasadnionego przypuszczenia, że w postępowaniu o udzielenie zamówienia doszło do naruszenia przepisów ustawy, które mogło mieć wpływ na jego wynik.
Przypomnijmy. Pod koniec lipca 2014 roku radni dopiero mieli wyrazić zgodę na przesunięcie środków na likwidację toru motocrossowego przy ul. Przemysłowej w Łęcznej (130 tys. zł) oraz wykonanie nawierzchni dalszej części terenu targowiska miejskiego (150 tys. zł).
Skandal wybuchł, gdy wyszło na jaw, że jeszcze przed przekazaniem środków, burmistrz Kosiarski już zlecił roboty jednej z łęczyńskich firm. Prace zostały wykonane także bez przeprowadzenia postępowania przetargowego, które być może wyłoniłoby tańszego wykonawcę. Pytania rodzi także to, czy zadanie nie zostało podzielone na dwa odrębne o podobnym przedmiocie w celu uniknięcia procedury przetargowej zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych? (TUTAJ) i (TUTAJ).
Co mówił burmistrz Kosiarski, gdy radni zadawali pytania w tej sprawie?: – „Na własną odpowiedzialność rozpocząłem budowę. Odpowiadam za to, co się tam robi”.
Próba bagatelizowania sprawy nie powiodła się. Wątpliwości, które mieli radni, zdaje się podzielać Prezes Urzędu Zamówień Publicznych, który wszczął kontrolę w łęczyńskim magistracie. Wkrótce więc może przekonamy się, jak wyglądają „doświadczenie i efekty” w praktyce.
<< Blogu radnego Sebastiana Pawlaka >>
Kosiara ma garba jak Mount Everest nic mu nie zrobią w końcu niezatapialny jest 🙂
Coraz więcej organów kontrolnych bierze się za Kosiarskiego. Chyba przyjdzie czas i na prokuratora. Pamiętacie aferę z dworcem? Tam ledwo się wymiksował. Swoją drogą sporo tych spraw wątpliwych się robi ostatnio.