Od dawna wiadomo, że zarówno Krystyna Borkowska jak i Teodor Kosiarski potrafią traktować gminę/urząd jako prywatny folwark, nie licząc się z żadnymi procedurami. Kolejny popis takich działań miał miejsce podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej. Ale po kolei.
Jedna z mieszkanek Łęcznej (nauczyciel w SP nr 4) postanowiła poinformować radnych o tym, w jak skandaliczny sposób jest traktowana przez dyrektora placówki (Sławomira Winiarskiego) i nagłośnić sprawę na zeszłotygodniowej sesji. W związku z tym zaadresowała 21 kopert bezpośrednio do radnych i zostawiła je w biurze rady miejskiej w celu przekazania ich radnym w dniu obrad. Już na tym etapie zderzyła się z urzędową łęczyńską rzeczywistością, a mianowicie początkowo odmówiono jej przyjęcia pism dla radnych. Musiała na miejscu napisać pismo do przewodniczącej Borkowskiej, w którym zwróciła się z prośbą o przekazanie radnym pism właśnie w dniu sesji i włączenie jej sprawy do porządku obrad. Radni dowiedziawszy się o zaadresowanej do nich korespondencji próbowali w czasie sesji odebrać pisma, jednak bezskutecznie. Dopiero na koniec sesji przewodnicząca Borkowska poinformowała zebranych o korespondencji przeznaczonej dla radnych, twierdząc jednocześnie, że musi się sama najpierw z nią zapoznać i w tym momencie radnym jej nie przekaże. Nie tylko mnie wprawiło to w zdziwienie. Zażądałem więc od przewodniczącej wskazania podstawy prawnej, na podstawie której dopuściła się przetrzymania pism i nie wydania ich adresatom. Jak możecie się domyślać odpowiedzi nie uzyskałem. Poniżej zamieszczam nagranie audio całej sytuacji:
Jak to zwykle bywa pogrążającej się przewodniczącej na ratunek ruszył burmistrz. Zakazał urzędniczce w biurze rady przyjmować jakichkolwiek pism, tworząc tym samym swoje własne wytyczne. Zaraz po tym przewodnicząca zamknęła obrady.
Zapewne zapytacie dlaczego to takie ważne? Otóż mieszkanka chciała poinformować radnych o swojej sytuacji zawodowej jak najszybciej, bowiem w piątek miał decydować się jej los jako pracownika gminnej jednostki organizacyjnej. Czego więc bała się przewodnicząca? Efekt jednak osiągnęła – sprawa nie została na sesji poruszona. Następnego dnia po sesji udało mi się już bez problemu odebrać pismo.
Wróćmy jednak do nowej instrukcji kancelaryjnej – jak nazywają urzędnicy ratusza wypowiedź Kosiarskiego. Otóż zabronił on przyjmować jakichkolwiek pism w biurze rady miejskiej. Przekonałem się o tym dzień po sesji próbując złożyć na ręce przewodniczącej projekt uchwały na kolejną sesję rady. Odmówiła ona jednak wraz z urzędniczką jego przyjęcia. Zgodnie z nową instrukcją udałem się więc do ratusza, by tam złożyć dokumenty. Jakież było zdziwienie urzędniczek na fakt, że właśnie w ratuszu chce złożyć projekt uchwały do przewodniczącej rady. Oczywiście nic nie wiedziały o nowych zasadach ustalonych na sesji, ustnie przez ich szefa. Żeby było ciekawiej sam Kosiarski cyklicznie od lat składa swoje projekty uchwał właśnie do biura rady miejskiej na ręce przewodniczącego. Zapewne za kilka dni zrobi to ponownie. Mi jednak przyjęcia projektu w biurze rady odmówiono. Według ustawy o samorządzie gminnym oraz statutu Gminy Łęczna projekty uchwał wraz z wnioskiem o ich wprowadzenie do porządku obrad składa się na ręce przewodniczącego rady. Ale czy wódz będzie zaprzątał sobie głowę prawem i procedurami skoro może mieć własne? Ciekawy jestem czy za chwilę złoży projekty uchwał właśnie w biurze rady.
I tak oto dwoje ludzi na wysokich gminnych stanowiskach tworzy sobie własne procedury przy zdziwieniu radnych, urzędników i innych osób obserwujących ten teatrzyk wzajemnej adoracji mający na celu jedynie utrzymanie władzy za wszelką cenę. Łęczna niestety może śmiało służyć za przykład gminy, w której ujawniają się ciemne strony samorządności, słabej kontroli rady nad burmistrzem i bierność organów nadzoru nad ludźmi, którzy z gminy uczynili sobie prywatny folwark.
Na koniec mały apel do mieszkańców. Jeżeli chcecie przekazać radnym jakieś informacje, dokumenty, pisma etc, to zadzwońcie lub napiszcie, aby przekazać je radnym osobiście. Pod żadnym pozorem nie przynoście ich do ratusza, ani biura rady, chyba że chcecie zderzyć się z urzędowa łęczyńską rzeczywistością. Nie pozwólcie żeby urzędnik czy przewodnicząca rady robili łaskę, że przekażą radnym kilka dokumentów.
<< Blogu radnego Mariusza Fijałkowskiego >>
Folwark zwierzęcy to mały pikuś przy wyczynach trzody urzędniczej
No co za chamstwo w Państwie !!! Komuna się skończyła towarzysze. Zabrała sobie dokumenty i zadowolona. W normalnym mieście byłaby przewodniczącą do następnej sesji.
Może trzeba było zadzwonić po policję. Jakim prawem mogła zabrać koperty zaawansowane do radnych. Przecież nie każdy mieszkaniec zna adresy 21 radnych. Gdzie ma więc dostarczyć radnym jakieś dokumenty jak nie do rady. Łamanie prawa w biały dzień. Prestiżowa ponad prawem czy co?
Jak to tak może być?
Przychodzi pismo do biura rady miejskiej – z małej litery to piszę, bo jakie to biuro każdy widzi – wiejskie.
Pismo zaadresowane w kopercie do konkretnego radnego z imienia i nazwiska musi przejść przez ręce przewodniczącej a może nawet i samego gospodarza.
Przewodnicząca nie chcąc go przekazać tłumaczy się, że musi się z nim zapoznać:
Kur.a – niby jak – może wspólnie z gospodarzem otworzyć kopertę na parze, poczytać i zadecydować, czy ją dalej można przekazać?
Ale jaja!
Ludziska – „wysyłajta takie pisma bez pocztę, bo wioche tera już robio w tym łynczyńskim urzędzie”
Nawet chyba w filmach Barei czegoś takiego nie pokazano, bo widocznie wtedy nie było pomysłodawcy by dekretem w urzędzie coś takiego móc zarządzić.
A teraz widzimy jak ta władza – Kosiarski i Borkowska traktują mieszkańców.
Wstyd, że znów ośmiesza się naszą Łęczną.
A tak prywatnie – ot widać jaki to gospodarz, tu pokazał w swojej wypowiedzi kim naprawdę jest i do jakiej rośliny uprawowej można by go za tą wypowiedź porównać?.
Wysłać ich do Abramowic.
Znając burmistrza to pewnie by było: jak się pani coś nie podoba to niech się pani zwolni…
Było jeszcze gorzej ale nie uprzedzam faktów
Co to za skandaliczne traktowanie uchylcie rąbka tajemnicy.
Będzie o tym osobny wpis. Sprawa jest zbyt poważna żeby potraktować ją „na szybko”.