Dziś odetchniemy trochę od politycznych tematów.
O ile dobrze pamiętam, kilka razy w tym roku zdarzało mi się ostrzegać o patrolach policji urządzających swojego rodzaju łapanki na osiedlowych uliczkach (LINK) (LINK) (LINK). Wygląda na to, że panowie w niebieskich mundurach mogli delikatnie mówiąc naginać prawo.
Przed tygodniem dokładnie taka sama akcja miała miejsce w Lublinie. Tu jednak kosa trafiła na kamień, bo funkcjonariusze „upolowali” człowieka, który doskonale znał przepisy.
Ostentacyjnie przeszedł przez ulicę w bezpośrednim sąsiedztwie „czatującego na ofiary” radiowozu. Co prawda w odległości mniejszej niż 100 metrów znajdowało się przejście dla pieszych, on jednak przekroczył ulicę w obrębie niewielkiego skrzyżowania dróg jednojezdniowych, po uprzednim upewnieniu się, że nie stwarza zagrożenia oraz nie utrudnia nikomu ruchu. Wszystko odbyło się więc w zgodzie z art. 13 ust. 1, 2 oraz 3 ustawy „Prawo o ruchu drogowym”
Oczywiście funkcjonariusze zatrzymali przechodnia i próbowali go bezpodstawnie ukarać.
„Wylegitymowałem się, wspomniałem stosowne przepisy i na wstępie zaznaczyłem, że mandatu nie przyjmę. Tu zaczyna się seria zdarzeń, które wprowadziły mnie w zdumienie i poważnie nadszarpnęły moje zaufanie do policji. Po pierwsze policjanci drogówki nie znają Prawa o ruchu drogowym, a co gorsza nie mają go w formie drukowanej w radiowozie. Policjant, czerwony ze złości, sprawdzał przytoczone przeze mnie przepisy na swoim smartfonie. Po pewnym czasie odnalazł odpowiedni artykuł i stało się jasne, że nie ma racji – opisuje Tomasz Staszewski.”
Policjanci wcale go jednak nie przeprosili za niepotrzebną interwencję. – Rozpoczęło się jednak coś wyjątkowo żenującego. Najpierw policjant zabrał się za „filozoficzną” interpretację oczywistych zapisów ustawy. Następnie postanowił wykreować alternatywną rzeczywistość i wmawiać mi przeróżne abstrakcyjne okoliczności, które absolutnie nie miały miejsca i były łatwe do obalenia. Pozbawiony argumentacji policjant wzbił się na wyżyny kreatywności i wykoncypował, że to ich stojącemu radiowozowi nie ustąpiłem pierwszeństwa. Odpowiedziałem, że chyba zapomniał o kierunkowskazie włączając się do ruchu… Policjant pokraśniał jeszcze bardziej i ostatecznie zaczął dawać mi do zrozumienia, że mimo tego, iż nie ma racji, to właśnie jemu uwierzy sąd, a nie mi. Jak mam to rozumieć? Czy sugerował, że zezna nieprawdę?
Finalnie, niepocieszeni funkcjonariusze odjechali z opisywanego miejsca, a bohater odszedł bez mandatu. 😉
Warto pamiętać o tej historii, gdyż pośród wielu uczciwych policjantów wciąż można trafić na pseudofunkcjonariusza postępującego zgodnie z niechlubną maksymą „Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.
Cały tekst możecie przeczytać tutaj: (LINK)
Dodam, że w Łęcznej robią sobie perfidne łapanki na osiedlowych uliczkach, gdzie wszędzie obowiązuje strefa ograniczonej prędkości do 30 km/h. Może ktoś się wreszcie zainteresuje tym co wyprawiają w Łęcznej policjanci pod przykrywką dbania o dobro pieszych i ukróci ten zbójecki proceder.
Wielu określi mnie jakimś baranem, lub nie wiem, ale jeżdżę po osiedlach te 30km/h no może i 40km/h, ale jak widzę, że „goni” za mną jakiś samochód, który jedzie spokojnie ponad 60km/h( nie mogę tego poprzeć, ale szybko się do mnie zbliża, więc goni na pewno) to takim ludziom zwalniam do 30km/h, a jak ma sposobność mnie wyprzedzić, to najczęściej zdarza mi się skręcać w lewo i ponownie są blokowani… miałem już wiele sytuacji, ludzie chcą przejść na drugą stronę jezdni, ja ustępuje, a tu jestem wyprzedzany…