[List Czytelniczki] Jak to łęczyńscy urzędnicy zwierzętom „pomagali”… [Zdjęcia]

Nikogo z Was nie powinno dziwić, że w Łęcznej, podobnie jak w każdym innym mieście urzędnicy powinni dbać nie tylko o ludzi ale również o zwierzęta. Czasem nawet chwalą się jak to przygarnęli pieska, kotka czy innego zwierzaka.
Warto jednak przeczytać co dzieje się, jeśli interwencję zgłasza mieszkaniec. Poniżej publikuję treść listu jaką otrzymałem od czytelniczki wąsatego bloga:

„Kilka dni przed świętami wielkanocnymi Inspektor straży dla zwierząt próbował odebrać głodzone, pozostawione bez opieki psy w gospodarstwie niedaleko Łęcznej. Pojechałam tam z policją i strażą miejską. Niestety z interwencji nic nie wyszło.
Sytuacja na miejscu była tragiczna, pełno odchodów, puste pojemniki, bez wody i jedzenia, ciężarne suki z psami w jednym pomieszczeniu, dwa psy uwiązane na krowim łańcuchu, zaplątanym dookoła szyi, budy w tragicznym stanie. Wszystkie psy są średnie albo małe. Widać, że rozmnażają się miedzy sobą. Są uwiązane na łańcuchach, a 8 siedzi zamknięta w przedzielonej starej oborze bez możliwości wychodzenia na dwór.
Dowiedziałam się, że właściciel posesji zmarł 3 miesiące temu. Mieszkał z konkubiną, która po śmierci wyprowadziła się do syna. Na chwilę obecną właścicielem posesji jest syn, który twierdzi, że psy nie są jego. Należały do ojca i konkubiny. Nikt nie wiedział czy są karmione.

W wielki piątek pojechałam tam ponownie z osobą z urzędu ds. ochrony środowiska z Łęcznej i dzielnicowym, którego zaprosił pan z urzędu. Na miejscu okazało się, że policjant/dzielnicowy nie chciał przyjąć mojego zgłoszenia, zadzwoniłam więc po patrol. Policjant, który odebrał telefon, odmówił wysłania patrolu ponieważ wiedział, iż dzielnicowy jest na miejscu. W związku z tym poprosiłam o połączenie z komendantem policji w Łęcznej. Po dobrych kilku minutach wiszenia i oczekiwania na słuchawce zrezygnowałam. Zadzwoniłam do starszego inspektora Stowarzyszenia Chełmskiej Straży dla Zwierząt i poprosiłam o pomoc ponieważ byłam tam sama.
Po kilkunastu telefonach do komendanta policji, burmistrza, urzędnika z gminy, sytuacja nadal stała w martwym punkcie Wszyscy gadali bzdury, wymyślając najdziwniejsze wersje. PONAD TRZY GODZINY BEZSKUTECZNIE WALCZYŁAM O ODEBRANIE TYCH PSÓW.


Jak się okazuje, sprawa nie została jeszcze zakończona. Najprawdopodobniej znajdzie swój finał na najbliższej sesji rady miejskiej. Zapowiada się zatem co najmniej jeden wpis związany z przedstawionym tematem.
Jeśli ktoś z Was może zaoferować pomoc (finansową, weterynaryjną etc.) przy podobnych zdarzeniach w przyszłości, proszę o kontakt.

PS. Czy w wielkanocną niedzielę Kosiarski tradycyjnie zajął miejsce najbliżej ołtarza?

Udostępnij ten wpis!

9 przemyślenia na temat „[List Czytelniczki] Jak to łęczyńscy urzędnicy zwierzętom „pomagali”… [Zdjęcia]

  1. Preferuje Pani z ochrony i urzędnikom w końcu coś zrobić bo chłopak który ma tam działkę nic nie wiedział o tych psach 10 lat tam nie zaglądał bo mieszkała tam ta Pani szlachcianka i wstępu tam nie miał i nic nikt nie robił z tymi psami, jak chłopakowi ojciec zmarł to kurwa raptem psy zaczęły przeszkadzać. Jak się wyprowadzala to jaki i ściany obdrapane zostawiła to i swoje pieski niech by zabrała. A nie teraz kurwa chłopak ma problemy. A urząd powinien zawolac tą właścicielkę psów i Chopaka na działkę i żeby zawołał do siebie psy. Na pewno do niego nie przyjdą bo nie jest właścicielem. Znam sprawę bo jestem dość bliskim sąsiadem tego chłopaka.

  2. W grudniu przyszedł na moją działkę wychudzony ,głodny pies ,nie mogliśmy go przygarnąć więc zadzwoniłam do gminy Mełgiew ponieważ działka podlega pod tę gminę.Pani która zajmuje się tymi sprawami ,załatwiła transport do schroniska w przeciągu jednego dnia.Jak widać można ale trzeba być odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku.Pozdrawiam panią z gminy Mełgiew.

  3. Wlasciciel nie mieszkal z ta baba, mieszkala tam prawie 10 lat a przed smiercia sie wyprowiadzila sie zostawiajac burdel na posesi ,zabierala wszystko to i psy powinna sobie zabrac

  4. Hmmmmm ….. górnik.Sam hodował kilka koników. Żona nauczycielka a tu takie faux pas. Podejrzewam, że ta religijność również na pokaz, bo tak wypada w małej mieścinie, podnosi prestiż i jest wkładem w następną kampanię wyborczą.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.